środa, 11 lutego 2015

ROZDZIAŁ 1

*bzz*
*bzz*
*bzz*
-Y.. Halo.. Auć!
- Destiny, chyba nie chcesz powiedzieć mi że cię obudziłam! – cholera.
- O, Dakota, nie, nie spałam, ja tylko.. ał..
- Chyba nie zapomniałaś o dzisiaj?! Nie mogłabyś..
- Skąd.. Jestem już w swoich mega obcisłych jeansach i poleruję szpilki! – zapomniałam! Cholera. Jasna. – Daj mi 15 minut, muszę tylko.. no wiesz torebkę zabrać.
- Musiałabym cię nie znać. Za pół godziny będziemy po ciebie!
- Jest super! Kocham.
Ugh.
Stoję nieogarnięta na środku pokoju myśląc co najpierw musze zrobić. Presja czasu działa. Boże nadal stoję w miejscu. Łazienka, o tak. Nakładam pastę na szczoteczkę jednocześnie starając się ogarnąć włosy. Oczywiście Des, przecież planowałaś ten wyjazd od przynajmniej tygodnia, ale mimo to zapomniałaś. Wyjście na koncert to byłby naprawdę super pomysł gdyby nie to że każdy będzie dopatrywał się w moim zachowaniu jakiś depresyjnych słabości. Umyłam zęby, twarz i nałożyłam delikatny makijaż. Zastanawiałam się nad dodaniem kreski, ale wszyscy od razu wezmą to za zły znak.
Mam jeszcze jakieś 15 minut do przyjazdu Dakoty. Podchodzę do szafy i wyjmuję z niej moje słynne jeansy z wysokim stanem oraz koszulkę na ramiączkach. Skończyłam ubierać się punktualnie o 13 i dosłownie sekundkę po tym usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Wychodzę mamo, będę około 22! – krzyknęłam  wiedząc że dojście do kuchni i powrót do drzwi znacznie zniecierpliwiłby Dak. Zakładam czerwone nike i zabieram parkę, nie zapowiada się na deszcz ale na zewnątrz nie jest bardzo ciepło. Pierwszą rzeczą którą widzę po uchyleniu drzwi to światło, bardzo jasne, oślepiające światło. Dakota wykorzystała mój ślepy moment i doskoczyła do mnie niczym pantera.
- No nareszcie, dzwonek wam nie działa?
- Ta, też cię miło widzieć – uśmiecham się a ona odwzajemnia się gardłowym chichotem.
- Więc jak, gotowa na super zabawę? – pyta, nieco zbyt podekscytowana.
- Tak, myślę że będzie fajnie, gdzie spotkamy się z resztą?- pytam niepewna swoich słów. Niektórych osób nie widziałam od jakiegoś roku i czuję się strasznie niepewnie.
- Zgarniemy ich gdzieś w centrum – mówi z takim spokojem jak gdyby było to najzwyklejsze spotkanie z kumplami, lecz obie dobrze wiemy że to nie tak wygląda. A może jestem po prostu przewrażliwiona. Nieważne. Podchodzę do auta i od razu rozpoznaję znajomą twarz za kierownicą. Czuje jak moje nogi zaczynają się lekko trzęść ale robię szybki krok żeby to ukryć.
- Cześć laska! Mieszkałaś może ostatnio na pustyni? Bo nie widywaliśmy cię zbyt często – tak, Niall i jego znakomite wyczucie. Mimo wszystko właśnie na spotkanie z nim cieszyłam się najbardziej. Przyjaźnimy się chyba od.. zawsze. Kiedy byliśmy mali robiliśmy proce z gałęzi i gumek po czym strzelaliśmy z nich do sąsiadów. To było dawno. Na tyle dawno że zdążyłam zapomnieć jakie to było świetne uczucie. Ała!
- Ziemia do Des! Haha wsiadaj szybko! – och super, wychodzę do ludzi i nawet nie umiem udawać normalnej. Podnoszę breloczek od kluczy którym dostałam chwilę temu w ramię i gramolę się na tylne siedzenie samochodu Dakoty. Usiadłam z tyłu co oznacz że będę zmuszona siedzieć koło dwóch innych osób. Znowu zaczynam się stresować. Czuję jak pocą mi się ręce.
- O widzę Lucy! Skręć tu – z moich panicznych myśli wyrywa mnie Dak. Zastanawiam się czy gdybym teraz uciekła zorientowaliby się. Parze w szybę i widzę.. widzę wszystkich. Pierwsza idzie Kim, zaraz za nią Ben i Will. Z boku wyłania się Lucy razem z Caroline. Tak, cała nasz paczka. Przed rokiem spędzaliśmy razem każdy weekend, jedni lubili się bardziej a jedni mnie lecz mimo to nie dało się nas rozbić. Wszyscy podeszli do samochodu i zaczęli pakować się na trzy dodatkowe miejsca w bagażniku. Przesunęłam się pod okno by obok mnie mogły usiąść Caroline i Lucy. Wszyscy ci ludzie byli ważną częścią mojego życia. Pomimo że Ben i Will nie byli mi tak bliscy jak Niall a Kim czy Caroline nigdy nie zastąpiłyby mi Lucy i Dakoty, tworzyliśmy jakąś całość, która zawsze się wspierała. Bardzo obawiałam się tego momentu. Moje ręce były całe lepkie a moja twarz naprzemiennie blada i czerwona.
- Jak dobrze cię widzieć, tak bardzo się stęskniłam! – powiedziała z wielkim uśmiechem Kim. Caroline uśmiechnęła się tylko szczerze trzepocząc swoimi nienaturalnie długimi plastikowymi rzęsami. Ben i Will także nie robili żadnej ceremonii, zaczęli łaskotać mnie przez luki pomiędzy fotelami śmiejąc się głośno i narzekając że brakowało im drażnienia się ze mną. Tak naprawdę po około pięciu minutach odetchnęłam już z ulgą. Poszło całkiem okej. Podkurczyłam nogi pod siebie i wyjęłam z torebki słuchawki. Ponieważ do miejsca całej imprezy mieliśmy jechać jakieś dwie godziny pomyślałam że ewentualnie mogę się przespać. Jedna słuchawka, druga, play i nic. Co? *klik* *klik* Nic.
- Lucy, mogę pożyczyć twoje słuchawki? Z moimi jest coś nie tak.
- O, pewnie! Gdzieś je tu miałam.. – mówi grzebiąc w swojej kostce.
- Przykro mi, chyba zostawiłam je w domu.
- Oh, okej. Um, Dakota?
- Niestety, rozpadły mi się podczas ostatniego pobytu na klifach – kurwa. Więc czeka mnie długa droga. A mówić długa mam na myśli że chcę uciekać.
- O a co my tu mamy – mówi Ben wyciągając z plecaka butelkę. Odkręca ją biorąc parę dużych łyków po czym podaje dalej do Willa. O tak, świetnie.
- Destiny? – pyta mnie Kim, podstawiając mi alkohol pod nos. A co mi tam, może w ten sposób lepiej zniosę tą drogę. Wyciągnęłam rękę po butelkę biorąc trzy łyki wódki. Fuj. Skrzywiłam się, mam nadzieję nie na tyle artystycznie by ktoś zwrócił na to uwagę. Ciepła substancja rozlała się po moim przełyku. Nawet nie paliło. Butelka krążyła po całym samochodzie znajdując się jeszcze dwa razy w mojej dłoni. Po drugim razie byłam już wyluzowana. Nawet rozmawiałam, co mnie dziwiło.
- O której to wszystko się zaczyna? – pyta Carol.
- O 15 zaczyna się festyn, pochodzimy, pooglądamy, może będzie wesołe miasteczko, a o 17 zaczynają się koncerty – odpowiada Niall.
- Kto oprócz Sam’a będzie grał?
- Z tego co pamiętam ma być jeszcze Rita Ora i Iggy.
- Super – odpowiada z wyćwiczoną obojętnością Caroline.
Patrzę przez okno zastanawiając się czemu jedne chmury są niżej od innych. Dziwne. Zza białego obłoczka wyłoniło się jasne słońce więc sięgnęłam przed siebie i zdjęłam okulary z głowy Nialla zakładają je sobie na twarz.
- Ej! No co ty! – zawołał żartobliwie. Wzruszyłam ramionami uśmiechając się do niego. Reszta drogi minęła w ciszy. Słychać było tylko zmieniające się cyklicznie kawałki w radiu. Rozejrzałam się po samochodzie zdając sobie sprawę że jestem jedyną osobą, nie licząc Nialla, która nie spała. Zdjęłam buty i osunęłam się na fotelu zamykając oczy.
- Jesteśmy! – obudził mnie krzyk Dakoty. Leniwie podniosłam powieki. Kiedy odzyskałam świadomość reszta pasażerów wychodziła już na otwarty brukowany plac. Założyłam nike i uchyliłam drzwi. Uderzyło we  mnie świeże rześkie powietrze. Niezdarnie wyczołgałam się z czarnego BMW i automatycznie zachwiałam się lądując na Benie.
- Uważaj trochę – zaśmiał się uprzejmie. Jak najszybciej osunęłam się od jego torsu robiąc dwa kroki do przodu niecko chwiejnym korkiem. Posłałam mu uśmiech by pokazać że wszystko okej. Mam nadzieję że to kupił. Wszyscy pozabierali kurtki, torebki, plecaki i ruszyliśmy w stronę zbierających się masowo ludzi. Wszyscy podeszli do białego namiotu kupując sobie po piwie. Tylko ja, Lucy i Ben nie byliśmy pełnoletni ale w natłoku ludzi nikt się tym nie przejmował .
- Proszę – Kim podała mi plastikowy, przezroczysty kubek pełen piwa z sokiem malinowym . Wzięłam parę łyków dziękując dziewczynie. Zaczęliśmy poruszać się leniwie po wielkim placu oglądają kiczowate stoiska pod kolorowymi namiotami.
- Kto idzie na kolejkę? – zawołał Will wskazując  na ogromny czerwony obiekt. Zgłosili się wszyscy oprócz mnie. Nie żebym miała lęk wysokości czy coś z tych rzeczy, po prostu już wystarczająco miesza mi się w głowię i nie chcę wiedzieć co by było po wyjściu z karuzeli. Zapewniam Dak i Lucy że wszystko gra i poczekam na nich tutaj. Kiedy reszta próbuje przepchnąć się w kolejce do kasy ja zastanawiam się co będziemy robić tutaj tyle czasu, biorąc pod uwagę że koncert zaczyna się dopiero za parę godzin. Kiedy tak stałam zorientowałam się że mój kubek jest pusty. Czy ja naprawdę wypiłam to tak szybko? No cóż – myślę, wyrzucając plastik pod drzewo. Ruszyłam przed siebie sama dobrze nie wiedząc dokąd idę. Moja głowa była pełna myśli a zarazem całkiem pusta. Znalazłam się
z powrotem pod znanym mi już białym namiotem.
- Poproszę jedno piwo – wybąknęłam do wysokiego faceta za prowizoryczną ladą. Postawił kubek przede mną wkładając do niego różową słomkę. Podałam mu banknot i odebrałam swoją resztę. Z tego co pamiętam kolejka po bilety była długa przynajmniej na piętnaście minut stania. Rozejrzę się, lepsze to niż stanie jak niemota i czekanie na nich. Zrobiłam dwa łyki i zaczęłam snuć się w niewiadomym mi kierunku. Słońce przebijało się zza ciemnych chmur rażąc mnie w oczy. Cholerne słońce. Wyjęłam telefon by sprawdzić godzinę i ku mojemu zdziwieniu było już po 16, co oznaczało że jeszcze godzina do rozpoczęcia koncertu. Nie wiedziałam co mogę tu robić a że nigdzie nie widziałam znajomych postanowiłam wyjść poza plac trochę się rozejrzeć. Jeszcze raz zerknęłam na telefon, żadnej wiadomości. Więc postanowione. Skręciłam w lewo chowając się w cieniu ogromnych buków. Do wyboru miałam chodnik wzdłuż głównej ulicy lub zacienione budynkami brukowe uliczki prawdopodobnie prowadzące do jakiegoś starego miasta. Wybrałam drugą opcję przechodząc na pasy a później przez jezdnię. W między czasie dopiłam swoje piwo i jestem całkowicie pewna że jedna malutka porcja alkoholu więcej załatwiłaby mnie na dobre. Moje ruchy stawały się coraz bardziej chwiejne a moje myśli coraz mniej jasne. Ała! Wywróciłam się, pięknie.
- Kurwa moje spodnie – mówię do siebie patrząc na rozdarcie wzdłuż prawego kolana. Ulubione spodnie, dzięki.
-Jest okej? – pyta jakiś nieznajomy głos.
-Co, tak, nie, nie wiem dokładnie.
- Widzę że nieźle się zalałaś – prycha.
- Nie, to tylko jedno piwo – bąkam i jak na zawołanie zataczam się lądując na jego klatce piersiowej. Tak, ja zdecydowanie nie powinnam pić. Od razu chcę się odsunąć ale uniemożliwiają mi to dwie ręce na moim tułowiu. Co do chuja.
- Naprawdę sądzę że nie powinnaś sama wracać do domu w takim stanie.
- Nie mam tu domu. To znaczy przyjechałam ze znajomymi na koncert.
- Mówisz o tym koncercie który zaczął się około pół godziny temu kilka ulic stąd? – co?! Cholera. Od razu sprawdzam telefon ignorując nieznajomego. Pięć nieodebranych połączeń od Dakoty i trzy od Nialla. Super.
- Um, tak, możliwe że straciłam poczucie czasu. Myślę że powinnam już iść.
- Poczekaj, właściwie to idę właśnie w tamtym kierunku więc jeśli nie masz nic przeciwko mogę ci towarzyszyć.
- Okej, czemu nie – odpowiadam przerzucając wzrok z szarej ulicy na mojego rozmówcę. Dopiero teraz miałam okazję zobaczyć jak wyglądała osoba stojąca centymetry ode mnie. Był to dobrze zbudowany mężczyzna. Miał brązowe włosy połyskujące w delikatnych promieniach popołudniowego słońca. Jego oczy miały prawie ten sam odcień ciepłego brązu. Było w nim coś zarazem przyciągającego i tajemniczego.
- Możemy iść? – wyrwał mnie z mojej wyobraźni zachrypły głos. – Jestem Liam – dodał uśmiechając się zadziornie.
- Co? A tak , jasne.. – oblałam się rumieńcami. No pięknie. – Destiny – mówię i próbuję się uśmiechnąć. Liam wskazuje ręką na bruk odbijający w prawo przepuszczając mnie przodem. Szliśmy wąskimi uliczkami patrząc na rzucane przez nas cienie. Czy ja naprawdę odeszłam tak daleko w głąb tego przeklętego miasta? Czuję jakby moja głowa miała zaraz eksplodować a telefon nie przestaje wibrować w kieszeni. Pewnie powinnam go odebrać ale jestem zbyt skupiona na stawianiu nóg w jak najbardziej możliwie prostej linii i nie mogę pozwolić sobie na rozproszenie. Spojrzałam na Liama. Patrzył przed siebie, tak jak gdyby szedł zupełnie sam. Kątem oka dostrzegłam że spod jego skórzanej kurtki wystają różnej grubości czarne linie. Przyłapałam się na wyobrażaniu sobie tego tatuażu na jego ramionach bez tej cholernej kurtki. O tak, jestem bardzo pijana. Chłopak nagle uśmiechnął się pod nosem i szybkim ruchem przekręcił głowę w moją stronę. Znowu się zarumieniłam i odwróciłam szybko wzrok. Dopiero teraz zorientowałam się że przez cały czas słyszałam przytłumioną muzykę. Teraz stała się już całkiem wyraźna.
- No to jesteśmy. Poradzisz sobie dalej sama? – zapytał podchodząc bliżej.
- Tak, myślę ze tak – wstrzymuję oddech a serce zaczyna bić mi stopniowo coraz mocniej.
- To super, miło było cię poznać – mówi z zadziornym uśmiecham gwałtownie odsuwając się i zostawiając mnie oniemiałą. Odchrząkam.
- Tak.. Um, dzięki za no, podprowadzenie mnie – jąkam się jak jakaś idiotka. Posyła mi jeszcze jeden olśniewający uśmiech po czym odwraca się na pięcie i odchodzi w przeciwnym kierunku. Okej, to było bardzo dziwne, ale nie mam czasu teraz się nad tym zastanawiać. Muszę jak najszybciej odnaleźć wszystkich i wytłumaczyć im co się stało. Zaczynam włóczyć się chodnikiem w stronę przejścia dla pieszych. Po chwili byłam z powrotem na wielkim zatłoczonym placu. Muzyka była bardzo głośna. Rozpoznałam piosenkę Work, więc zakładam że akurat występuje Iggy. Zaczęłam przedzierać się przez zbitą grupę ludzi rozglądając się za jakąkolwiek znajomą twarzą. Kręciło mi się w głowie i czułam że zaraz upadnę. Wyjęłam telefon i stuknęłam w imię Dakoty. Nic nie słyszę, cholera.
- Halo? Destiny?! Gdzie jesteś? – słyszę jak ktoś wydziera się do telefonu.
- Pod sceną! Nie słyszę cię! Halo! Dakota - *pi* *pi* *pi* rozłączyła się. Ignorując ból głowy postanawiam wyluzować i jak każda osoba tutaj zacząć dobrze się bawić. Wsłuchałam się w piosenkę i zaczęłam wykrzykiwać jej słowa skacząc w rytm basów. Jest w sumie całkiem nieźle. Może było trzeba wpaść na to na samy początku? Nieważne. Muzyka dudniła w moich uszach a ja czułam się naprawdę wyluzowana. Ha, jakie świetne uczucie! Nagle czuję jak jakieś dwie ręce chwytają mnie w pasie i zaczynają wlec w stronę opustoszałej części placu. Jestem zdezorientowana i nie mam pojęcia co się dzieje. Próbuję się wyrwać ale na próżno. Po chwili czuję że uścisk się rozluźnił a ja stoję na różowej kostce brukowej. Powoli odwracam się by zobaczyć wściekłą twarz Nialla.
- Powiesz mi proszę gdzie cię wywiało? -  prycha rozzłoszczony. Jeszcze chyba nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Spokojnie. Kiedy poszliście na kolejkę postanowiłam zobaczyć trochę miasta. Oddaliłam się a potem możliwe że straciłam poczucie czasu. To wszystko.
- Jesteś pijana. I co z twoim kolanem?! – spojrzałam w dół by zobaczyć pełno zaschniętej krwi na skórze i wokół niej na jeansach.
- To nic takiego.. – tłumaczę się nieudolnie.

- Wracamy do domu – mówi wyciągając telefon. – Halo? Dakota? Znalazłem ją. Będziemy czekać przy samochodzie. Nialla chwyta mnie za ramię jak niegrzeczne dziecko ciągnąc w kierunku parkingu. Czuję że wszystkie mięśnie w moim ciele wiotczeją. Mam straszne wyrzuty sumienie i nie wiem jak mam się wytłumaczyć przed wszystkimi którym zepsułam wyjazd. Kolorowy plac staje się coraz bardziej ciemny i ciemny. Muzyka w tle zamienia się w rozmyty szum. Czuję jak upadam.  
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

15 komentarzy:

  1. Denstiny zaszalała z alkoholem, ale poznała Liama, więc akcja się zaczyna. :D Super!

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie się zaczyna :D i podoba mi się twój styl pisania :)
    Życzę weny :3
    Ala :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, to dużo dla mnie znaczy i bardzo motywuje:)

      Usuń
  3. *o* Zaczyna się dziać. Poznała Liam'a i jestem ciekawa co wyniknie z ich znajomości. Czekam na kolejny, więc dodawaj szybciutko :))

    http://scar-never-fade.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję, każdy komentarz bardzo mnie motywuje:)

      Usuń
  4. może zacznę od tego że bardzo dziękuje za pozytywny komentarz na moim blogu było mi bardzo miło :) chętnie będę czytać twoje opowiadanie bardzo mi się podoba i bardzo ciekawie się zapowiada czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja również bardzo dziękuję za komentarz, każdy jeden bardzo mnie motywuje:)
      next najpóźniej w niedzielę:):)

      Usuń
  5. Tak, jak prosiłaś mnie pod ostatnim rozdziałem na moim blogu, zajrzałam tu z ogromną ciekawością. :3
    Przyznam szczerze, że większość opowiadań, jakie czytam są z Justinem Bieberem w roli głównej i ciężko jest mi się przestawić na innego bohatera. Jednakże, jestem również fanką 1D, co znacznie ułatwia mi przystosowanie się do tego opowiadania. :D Strasznie polubiłam już Destiny, ponieważ jest taka.. ludzka. Szczerze mówiąc, przypomina mi trochę mnie. :D
    Widzę, że również piszesz w czasie teraźniejszym i muszę przyznać, że wychodzi Ci to o wiele lepiej! Fabuła jest bardzo ciekawa, stęskniłam się za taką zwyczajną właśnie i to jest mega duży plus! :3
    Bardzo mi się podoba ten rozdział i jestem spragniona kolejnego. Dodaję go do swoich ulubionych i czekam na następny.
    Twoja fanka! :D
    Ps. Podoba mi się szablon.
    ~ Drew.
    struggling-with-love-jbff.blogspot.com
    http://glow-in-your-eyes-enlighten-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omg dziękuję! Nawet nie wiesz ile takie słowa dla mnie znaczą i jak bardzo mnie motywują!

      Usuń
  6. Więc po dokładnym przeczytaniu mogę powiedzieć tylko dwa słowa..
    To jest fantastyczne..dobra może to były 3 słowa ale dwa brzmią lepiej..kto by się nad tym rozdrabiał xD Czytać będę bo to extra..tyle moich słów, ukłony i do widzenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo, każde słowa tego typu są dla mnie bardzo ważne:)

      Usuń
  7. Cześć! Zapraszam na 23 rozdział!
    http://winter-land-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Sorry że wcześniej nie skomentowałem ale NET mi padł.
    Super rozdział! Czekam na next! I zapraszam do mnie:
    raura-my-history.blogspot.com/
    austin-brutal-life.blogspot.com/
    Pozd

    OdpowiedzUsuń
  9. Zmień czcionkę bo polskie znaki są niewidoczne!

    OdpowiedzUsuń